niedziela, 28 października 2012

#7 Imagine Jelena

*Selena*
Czułam się tak źle, że od razu po przyjeździe ze studia nagraniowego rzuciłam się na łóżko w moim pokoju. Mama powiedziała, że jestem chora, ale ona była w Teksasie z Brianem więc byłam sama w domu. Pomyślałam, że Justin nie może się dowiedzieć. 
Pewnie i tak stresuje się przed koncertem, nie będę mu dokładać zmartwień.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie o nim. Nie potrafiłam oprzeć się urokowi jego oczu, który przeszywał mnie i powodował drganie nawet najmniejszej komórki mojego ciała. 
Nie widziałam go od miesiąca. Był w trasie, a ja byłam szczęśliwa, że się spełnia. W końcu widziałam jak kocha być na scenie, to był jego żywioł. To nie zmienia faktu, że tęskniłam. "Tęsknię' to jedno słowo nie wyrazi tego, jak bardzo brakowało mi każdej z tych komicznych rozmów, banalnego uśmiechu na twarzy, na co dzień przypominającego o fragmentach szczęścia, którym On nadawał sens. Jak bardzo brakowało mi jego głosu, śmiechu, tych nocnych spacerów, i buziaków na dobranoc, każdego z porannych przytuleń czy śniadań w łóżku, śmiertelnych łaskotek, chwil powagi i nagłego wybuchu śmiechem, nawet tych małych kłótni, po których i tak nie potrafiliśmy bez siebie wytrzymać. nie wyrazi tego, jak cholernie bardzo brakowało mi Jego. 
Zamknęłam swoje ciężkie powieki i pozwoliłam aby otulił mnie sen.

*Justin*
Właśnie skończyłem rozmowę, kiedy zadzwonił mój telefon, to był Mandy, więc bez wahania odezwałem się:
-Hallo?
-Hey Justin, rozmawiałeś dziś z Seleną?
-Nie. Stało się coś złego?
-Nie mówiła ci? Selena jest chora, nawet bardzo. Coś złapało ją wczoraj.
-Naprawdę? Ona... nic mi nie mówiła.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę lecz ja powiedziałem, że natychmiast muszę coś załatwić. 
Byłem bardzo zaniepokojony chorobą Seleny. Fakt, że mi nie powiedziała sprawiał, że dziesięć razy bardziej się o nią martwiłem. Nie mogłem myśleć o niczym innym.

-Scooter muszę lecieć do LA. Teraz.- spojrzałem na niego niespokojnie.
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony.
-Dostałem telefon od Mandy. Selena jest chora, a ja muszę być przy niej.- powiedziałem przeczesując włosy.
Wszyscy myśleli, że Scooter to był taki menadżer bez uczuć, ale naprawdę on był miłym facetem i też miał dziewczynę więc wiedział jak to jest. Po pewnych negocjacjach zgodził się, a ja już wybierałem najbliższy lot do LA.

Scooter odwołał trzy najbliższe koncerty. Czułem się winny, nie chciałem zawieść moje Beliebers ale wiedziałem też, że one by mnie zrozumiały. Pobiegłem na lotnisko z Kennym chcąc jak najszybciej być przy Selenie. Po około trzech godzinach wylądowaliśmy w LA. Paparazzi byli już na miejscu pragnąc się dowiedzieć dlaczego odłożyłem tyle koncertów. Mnie to nie obchodziło, chciałem po prostu jak najszybciej trzymać Selenę w moich ramionach. Po przejechaniu około godziny byliśmy w domu mojej dziewczyny. Odprawiłem Kenniego i niecierpliwie przekręciłem klamkę w drzwiach. Wpadłem do jej mieszkania ale nie usłyszałam żadnego głosu. Już miałem krzyknąć ale pomyślałem, że Selena może spać. Zacząłem wspinać się na schody tak najciszej jak tylko mogłem. Kiedy byłem już w jej pokoju zobaczyłem mojego śpiącego aniołka. Szybko znalazłem się przy niej, owinąłem ramiona wokół niej czekając aż się obudzi.

*Selena*
Obudził mnie czyjeś silne ramiona wokół mnie.
-Justin? Co ty tu robisz?- zapytałam zmieszana.
-Moje kochanie mnie potrzebuje więc jestem.- szepnął mi o ucha. 
-Ale zaraz... kto ci powiedział?- spytałam zaskoczona. 
-O Mój Boże Justin! Przecież ty masz koncerty!- krzyknęłam i poderwałam się do góry.
-Już nie, są przełożone. Mandy do mnie dzwoniła.- pocałował mnie w ramię.
-Justin... nie musiałeś.- zarumieniłam się.
-Nie musiałem? Selena, jesteś wszystkim co mam! Oczywiście, że musiałem. Skarbie, dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy.- w jego głosie poczułam nutkę rozczarowania. Po moim policzku spłynęła łza. Po trochu szczęścia, po trochu rozczarowania samą sobą.
-Przepraszam, nie chciałam abyś się denerwował.- powiedziałam i przysunęłam się do niego bliżej. Przytulił mnie mnie mocno. To było cudowne znaleźć się w czułych, męskich objęciach. Od tak dawna żaden mężczyzna nie obejmował mnie w ten sposób. Pocałował mnie w czoło, a jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej, mokrej od łez. Przysunęłam się jeszcze bardziej i pocałowałam go go w usta. To nie był długi pocałunek. Ani namiętny. Ani zaborczy. Ale miał cudowne usta i nie uciekał przede mną. I choć pocałunek bardziej przypominał całusa- z gatunku powitalnych cmoknięć składanych na policzku pani domu-trwa na tyle długo, że można się w nim doszukać czegoś więcej.
-Nie rób tak więcej, dobrze?- szepnął kiedy tuliliśmy się do siebie.
-Dobrze.
-A teraz proszę, prześpij się to ci dobrze zrobi. 
Zamknęłam oczy kiedy śpiewał mi jedną ze swoich piosenek.
----------------------------------------------------
No i jest obiecany imagin o Jelenie. Mam nadzieje, że Wam się podobał. I wiem, że Jelena jest dość kontrowersyjną parą ale proszę oceniajcie treść tekstu, a nie to o kim on jest. Mam jeszcze jeden pomysł na imagin który pojawi się niedługo bo (jak zgaduję) będzie bardzo krótki. Ten tekst to swego rodzaju, wstęp do tego co zamierzam pisać w przyszłości. Bardzo dziękuje za komentarze i proszę o więcej, dłuższych i szczerych. BTW. Pada śnieg <3. Tak na wypadek jakbyście nie miały okien. 

sobota, 20 października 2012

#6 Imagine +18

Ty i Justin uczyliście się do testu z historii. Byliście w Twoim domu, a Twoich rodziców nie było. Siedzieliście przy stole, w salonie, obłożeni książkami.
-Kochanie nudzi mi się.- powiedział Justin znudzonym głosem.
-Przykro mi ale musisz. Twoja mama kazała mi cię przypilnować.- po tych słowach przybliżyłaś się i pocałowałaś Justina w nos.
-Stwórzmy własną historię.- Justin przyciągnął cię do siebie i mocno pocałował. Wasze języki połączyły się w namiętnym tańcu, który doprowadzał cię do ekstazy.  Justin podniósł cię do góry i posadził na stole. Oplotłaś nogami jego biodra, a ręce Justina wędrowały po całym Twoim ciele. Czułaś jego dotyk już wcześniej, ale teraz działał na ciebie tysiąc razy silniej. Jego ręce budziły dojmująca potrzebę bliskości.  Całując Twoją szyję próbował pozbyć się Twojej sukienki.  Jego ciepłe wargi dotykające skórę przyprawiały Cię o przyjemny dreszcz, dlatego też nawet nie zauważyłaś kiedy zostałaś w samej bieliźnie. Jęknęłaś cicho. Justin zaczął całować cały Twój dekolt, a jego delikatny dotyk dotarł w okolice obojczyka, potem przeniósł się na plecy. Gładził cię po nich, Ty a wiedziałaś, że żaden inny mężczyzna nie dotknie cię w taki sposób, jak On. W jednej chwili Twój stanik znajdował się na podłodze. Całując go po karku,  słyszałaś jak cicho się śmieje.  Chłopak znowu skierował swoje pocałunki na Twoje usta, a Ty zaczęłaś ściągać koszulkę Justina i niedługo mogłaś podziwiać jego wyrzeźbiony tors. Zaczęłaś delikatnie jeździć dłońmi po jego torsie, wiedziałaś doskonale, że jeszcze bardziej go to podniecało. Z każdą sekundą pragnęłaś go coraz bliżej siebie. Oderwał się od twoich ust, przeniósł się na biust. Kreślił swoim zgrabnym językiem kółka, wokół twoich sutków.  Z każdym twoim westchnięciem, chichotał pod nosem, wczepiając usta w skrawek Twojej skóry. Zaczął całować Twoje barki. Jego usta i dotyk doprowadzały do szaleństwa. Szepnął ci do ucha:
-Należymy do siebie. Razem pójdziemy na dno, razem wzniesiemy się na wyżyny. Pamiętaj o tym. 
Delikatnie pocałował płatek Twojego ucha. Odsunął się, schodząc w dół Twojego ciała. Zaczął pieścić Twoją delikatną skórę w wewnętrznych stronach ud i składał pocałunki obok Twojej kobiecości. Wplotłaś palce w jego włosy i odchyliłaś głowę do tyłu. Chwilę pobawił się gumką Twoich stringów aż w końcu zdjął je.  Justin znalazł Twój 'punkt G' i zaczął delikatnie go masować.  Widząc to, że doprowadza cię do szału chłopak zaczął penetrować to miejsce.  Wygięłaś swoje ciało w łuk, gdy chłopak zaczął poruszać językiem w Twoim wnętrzu. Twoje jęki przybrały na sile, a Ty czułaś, że zaraz dojdziesz. Justin odsunął się od ciebie i pomógł ci usiąść na stole na której leżałaś przez kilka ostatnich minut. Chciałaś oddać mu chodź trochę przyjemności którą on tobie dał, ale Justin zaprotestował:
-Dziś czas na ciebie. 
Justin wszedł w ciebie.  Tym razem jego ruchy były wolniejsze ale mocniejsze. Wbiłaś paznokcie w jego plecy, pomiędzy jękami wykrzykiwałaś jego imię. Bieber co po chwile całował cię w usta. Przytuliłaś się niego mocno. Dzięki temu on dyszał ci prosto na szyję, a Ty jęczałaś mu do ucha. Poczułaś, że zaczynasz dochodzić.  Wszystko we tobie wrzało, było ci tak gorąco że myślałaś, że za chwilę wyparujesz. Jęczałaś głośno. Wiedziałaś, że on też dochodzi. Chciałaś dać z siebie wszystko. Zaczęłaś głośniej krzyczeć jego imię, facetów to podniecało. Wygięłaś się w łuk, krzycząc głośno, nachalnie łapałaś powietrze do ust. Uspokoił cię dotykiem, gładząc dłońmi, pragnął poznać i zapamiętać każdą linię Twojego ciała. W końcu doszliście w tym samym momencie. Justin delikatnie wyszedł z ciebie i cmoknął cię w czoło. 
-Z czystym sercem mogę powiedzieć, że jesteś najwspanialszą niespodzianką jaką otrzymałem od losu. Moim oczkiem w głowie, moją drugą połową serca. Osobistym nauczycielem i aniołem stróżem przy boku. Motywacją do życia, oazą spokoju ale też zagadką na resztę życia.- powiedział cicho do Twojego ucha.
----------------------------------
Oj jak dawno nie pisałam takiego prawdziwego imagina +18! Naprawdę polecam, jak macie jakieś zmartwienia piszcie takie coś to wam przejdzie. Chyba, że tylko jak jestem taka zboczona ;P. Co to imagine mnie się nie za bardzo podoba ale lubię być samokrytyczna więc ocenę zostawiam Wam. Kurde trochę (!) mało komentarzy pod ostatnim. Nawet bardzo. Jeżeli czytacie to proszę zostawiajcie komentarze bo to jest bardzo ważne dla autorek. Taka bardzo gorąca prośba ode mnie. Nie będę już Wam więcej pieprzyć i tylko powiem, że kolejny będzie imagin z Jeleną który obiecałam już dawno temu ale wcześniej w ogóle nie miałam pomysłu więc bardzo przepraszam. Do następnej i bardzo proszę o komentarze. 

czwartek, 11 października 2012

#5 Imagine


Autorka: Kar
 Tytuł: „Była dla mnie wszystkim” 
Liczba wyrazów: 1090 
Szept autorki: Teks pisany w nieco kiepskich warunkach, przy pomocy zapałek podtrzymujących powieki, które sprawdziły się zawodowo, bo udało mi się dobrnąć do końca. Imagine trochę inny niż dotychczasowe, które były tutaj publikowane, ale chciałam napisać coś innego, mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu. Jeśli podoba wam się moja praca zapraszam na bloga, do którego link umieściłam powyżej. Z góry dziękuję za uwagę i wszelkie opinie; * Pozdrawiam i życzę miłego czytania;)

Milion myśli przebiegało przez moją głowę tocząc ze sobą zaciętą walkę… walkę dobra i zła… walkę o własne życie. Porywisty wiatr rozwiewał moje długie, jasne włosy jednocześnie przedzierając się przez cienki materiał kurtki tym samym powodując zimne dreszcze.  Objęłam się rękoma chcąc, choć odrobinę ogrzać swoje zmarznięte ciało jednocześnie starając się kontrolować szczękanie zębami. Bez skutku, temperatura na zewnątrz była szczególnie niska, a wątły materiał mojego odzienia nie był w stanie mnie ogrzać, marzłam. Narzuciłam na głowę kaptur, tak, aby nie zasłaniał mi twarzy i naciągnęłam rękawy kurtki mając nadzieję, że odzyskam czucie w przemarzniętych, popękanych dłoniach. Wyprostowałam się unosząc głowę jednocześnie wpychając ręce w kieszenie spodni. Spojrzałam na drugą stronę ulicy. Może źrenice momentalnie się powiększyły, a kąciki ust milimetra lnie uniosły się ku górze. 
Ciemnooki brunet o krótkich włosach podobnie jak ja narzucił na głowę ciemny kaptur zapinając się szczelniej.  Był ostatnim powodem, który uniemożliwiał mi ostateczne poddanie się, przegranie własnego życia, odejście w cień… zabicie się. 
Chłopak rozejrzał się w lewo i prawo z zamiarem przejścia na drugą stronę ulicy. Nasze spojrzenia spotkały się na krótki ułamek sekundy sprawiające, że moje płuca na chwilę zaniemogły, a drobne serce dotychczas chaotycznie bijące w przyciasnej klatce piersiowej zatrzymało się. Kilka sekund…zaledwie kilka sekund zajęło mi podjęcie decyzji. Czubki moich butów wystawały nieznacznie zza chodnika wychodząc na asfalt. Znajdowaliśmy się przy najbardziej ruchliwej ulicy Nowego Yorku.  Oczy mi zaiskrzyły, byłam pewna, że to dostrzegł. Chciał ruszyć ku mnie, ale pokręciłam nieznacznie głową prosząc, aby tego nie robił. 
Jeden krok, tylko tyle dzieliło mnie od ostateczności. Nie bałam się… zrobiłam to. 
~*~
Te kilkanaście minut po koncercie zawsze należało tylko do mnie. Mogłem wyjść gdziekolwiek chciałem, pozostać sam na sam z własnymi myślami. Poukładać wszystkie wydarzenia z bieżącego dnia. Dla większości będzie to brzmieć banalnie, ale kiedy, na co dzień jest wokół ciebie tak duża ilość osób i, gdy każda z nich czegoś ode ciebie oczekuje te kilka minut z własna osobą i wewnętrznym głosem staje się równie wartościowe, co butelka wody na rozgrzanej pustyni. 
Piątkowy wieczór w Nowym Yorku był wyjątkowo zimny i ponury. Temperatura na zewnątrz nie była sprzyjająca, chmury zaczęły się buntować i zbierało się na deszcz. Narzuciłem na ramiona ciemną kurtkę zakładając na głowę także kaptur. Miałem nadzieję, że to w jakimś stopniu ułatwi mi pozostanie anonimowym przechodniem, nie sławnym Justinem.  
Pchnąłem szklane drzwi prowadzące na zewnątrz momentalnie czując na skórze chłodny powiew rześkiego wiatru. Przeczesałem dłonią włosy chcąc doprowadzić je, do jako takiego ładu, po tym, jak wiatr niefortunnie je zmierzwił. Rozejrzałem się po wokół siebie zdając sobie sprawę, że nieustannie zatłoczone chodniki Nowego Yorku dzisiejszego dnia są dziwnie puste i smutne. 
Wzniosłem oczy ku niebu i westchnąłem cicho. Miasto zdawało się być zupełnie wypompowane ze wszelkiej energii, jakby pogrążone w żałobie… 
Wsunąłem dłoń w kieszeń chcąc ruszyć przed siebie, gdy jakaś drobna, osóbka niespodziewanie wpadła na mnie momentalnie odsuwając się do tyłu. Niska brunetka o ciemnych oczach namierzyła mnie swoim jakże niewinnym i słodkim spojrzeniem, gdy przytrzymałem jej łokieć bojąc się, że straci równowagę. 
- Przepraszam – szepnęła zmieszana i wyminęła mnie pośpiesznym krokiem. 
Tylko tyle, jedno słowo niezmieszane z moim imieniem, czy nazwiskiem. Jedno słowo. 
Uśmiechnąłem się pod nosem. Miło było, choć przez chwilę poczuć się, jak normalny nastolatek.  Sam fakt, że udało mi się wyjść na ulice Nowego Yorku bez korowodu, paparazzi był dla mnie niesamowicie zaskakujący i przyjemny. Kilkusekundowa odskocznia od codzienności. Zero ludzi, który wciąż czegoś chcą, zero ludzi, którzy nawołują moje imię. Ja, Justin Bieber zwykły chłopak, choć przez chwilę. 
Po raz kolejny przeczesałem dłonią włosy, co od kilku miesięcy było moim nowym nawykiem. Odwróciłem się twarzą w stronę jezdni z zamiarem przejścia na drugą stronę. Zupełnie nie zwróciłem uwagi na fakt, że w pobliżu nie ma pasów, bo przykuło ją coś, a raczej ktoś zupełnie inny. 

Drobna blondynka skulona tuż przy krawędzi chodnika obejmująca się rękoma wokół ramion. Ład jej ślicznych złotych włosów rozwiewał porywisty wiatr. Nieliczne kosmyki przykleiły się do jej policzków, inne przysłaniały widoczność. Była tak chuda i wątła, że niemal niezauważalna wśród tłumu, jednak doskonale widoczna dla mnie. Miała zapadnięte kości policzkowe, niegdyś pełne koloru zielone oczy teraz przybrały szarą barwę, a skóra zrobiła się zupełnie blada. Choć nigdy jej nie znałem wiedziałem, że kiedyś była inna, pełna życia, wesoła, pogodna. Jednak pomimo kiepskiego stanu fizycznego blondynka była dla mnie szalenie śliczną osobą. Miała tak niewinną, a zarazem zatroskaną buzię. 
Nieznajoma zaciągnęła rękawy kurtki na dłonie, aby po chwili wsunąć je w najgłębsze zakamarki kieszeni swoich spodni i uniosła wzrok. 
Rozejrzałem się po jezdni chcąc do niej podejść, kiedy po raz kolejny wbiłem w nią swoje spojrzenie jej tęczówki również były zwrócone w moją stronę.  Przez krótki ułamek sekundy patrzyliśmy sobie w oczy, a ja zdałem sobie sprawę, kim jest owa dziewczyna. Była moją fanką, o czym świadczył niewielki naszyjnik z napisem „Believe”. Podobne można było kupić po każdym koncercie trasy Believe Tour. 
Już miałem ruszyć w jej stronę, poznać jej imię, uścisnąć jej dłoń, obdarować swoim uśmiechem, usłyszeć słodką barwę jej głosu, jednak złotowłosa jakby czytając z moich ruchów zaprzeczyła ruchem głowy nie pozwalając mi, bym do niej dotarł. Zaraz potem sama weszła na jezdnię stawiając stopę na ciemnym asfalcie. Byłem pewien, że wiedziała co robi, była w pełni świadoma swoich poczynań. Pewnie postawiła drugą nogę tuż koło pierwszej…nie podeszła do mnie, po postu stała czekając, aż jej drobne, kruche ciałko zderzy się z rozpędzonym autem nadjeżdżającym z naprzeciwka. 
Kilka sekund później ujrzałem ją kilkanaście metrów dalej, leżącą w kałuży krwi…martwą. 
~*~
Życie jest tak kruche, a zarazem tak ważne. Wielu z nasza szybko się poddaje, nie róbcie tego, błagam was.  Nie zadawajcie swoim bliźnim tak ogromnej krzywdy, Bóg dał wam życie, nie odbierajcie sobie szansy na przeżycia kolejnego dnia, nie warto, wierzcie mi nie warto, po prostu mi uwierzcie. 
Ból po utracie bliskiego członka rodziny czasami jest równie silny, jak ból po utracie osoby, z którą nigdy nie zamieniliśmy choć słowa. Złotowłosa była moją Belieber, była moją przyjaciółką, wsparciem, pocieszeniem… była dla mnie wszystkim, choć tak naprawdę nigdy nie było mi dane jej poznać. 
---------------------------------------------
Jak widzicie imagin nie jest napisany przeze mnie. Ja uważam, że jest cudowny i skłaniający do refleksji. Bardzo serdecznie zapraszam na bloga autorki, sama go czytam i zawszę jestem zachwycona. To chyba na tyle. Do następnej!

środa, 3 października 2012

#4 Imagine Part 3

Opisywanie kolejnych dni; bez Justina jest bez sensu. Justin był dla mnie wszystkim, ubarwiał mój świat. Bez niego wszystko było... puste. Nic nie miało sensu. Nie widziałam się z Pattie, mogłam się tylko domyślić jak cierpi. Dzień przed pogrzebem Justina, kiedy ja leżałam w łóżku z wzrokiem wbitym w ścianę ktoś zadzwonił do moich drzwi. Byłam sama w domu. Moja mama starała się mi pomóc, ale wiadomo praca była najważniejsza. Powoli i niechętnie zwlekłam się z łóżka. Już nie płakałam, nie miałam siły. 
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Scootera:
-Cześć.
-Hey. Wchodź.
Niepewnie skierował się do mojego salonu i usiadł na skraju jednej z białych kanap. 
-Myślę, że... kiedy Justin zginął... on jechał do ciebie. I czegoś zapomniał... Zapomniał listu... i chyba jest do ciebie.- powiedziawszy to wcisnął mi w ręce jakąś kopertę. Spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez.
-On jechał do mnie...? Dlatego się tak śpieszył?- głos momentalnie mi się załamał.
-Nie, proszę cię nie płacz. To nie Twoja wina.- powiedział Scooter obejmując mnie. Gwałtownie się zerwałam.
-Nie! Scoot to moja wina! Tylko i wyłącznie moja! Gdyby tu nie przyjechał... on dalej by żył.- zaczęłam cicho szlochać z powrotem siadając na kanapie. 
-On... był najszczęśliwszy kiedy był z tobą. I na pewno by nie chciał abyś przez niego płakała. Więc proszę, nie płacz.- odpowiedział Scoot patrząc mi w oczy. Wstał i skierował się w kierunku drzwi. Na koniec rzucił:
-Ja już pójdę. Nie będę ci przeszkadzał.

Pożegnałam się z nim i otarłam z twarzy łzy aby cokolwiek widzieć. Drżącymi rękami rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać:
,,Ty­le chciałbym Ci po­wie­dzieć, ale nie bar­dzo wiem, od cze­go zacząć. Może od te­go, że Cię kocham? Al­bo, że dni, które spędziłem z Tobą, były najszczęśliw­szy­mi dniami w moim życiu? Lub że w tym krótkim cza­sie, od kiedy Cię poznałem, doszłem do prze­kona­nia, że jes­teśmy jak te dwie połówki jabłka, stworze­ni po to, aby być razem? Każdego dnia budzę się myśląc o Tobie. Każdy dzień bez Ciebie, zaczynający się od wschodu słońca, które delikatnie smaga moją twarz, jest dniem straconym. Każdy powiew wiatru jest bezsensownym wiatrem. Każdy oddech wypełniający moje płuca jest bezsensownym oddechem, skoro Ciebie przy mnie nie ma.  Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego bezsensownego uczucia, które ogarnia całe moje ciało na samą myśl o Tobie, nie jestem w stanie zrozumieć tego, co się ze mną dzieje, kiedy spoglądam na Twoje zdjęcie. Wychodzę wtedy z domu, idę do miasta, potrzebuję ludzi, potrzebuję przyglądać się im, żeby tylko nie myśleć o Tobie, o Twoich błyszczących, czarnych włosach, o Twoich brązowych oczach patrzących na mnie tak czule i przenikliwie. Nie mogę, nie mogę tego zrozumieć.  Mówią, że ludziom bardzo rzadko zdarza się prawdziwa miłość. Jestem szczęściarzem- mnie się to przydarzyło.  
Nie każ mi czekać już dłużej, nie każ mi myśleć o tym co było, ale pozwól mi myśleć o tym co będzie. Wiesz przecież, że jesteśmy sobie stworzeni, sobie pisani... Jesteśmy sobie przeznaczeni. Mam nadzieję, że przemyślisz to, zrozumiesz, zdecydujesz się, podejmiesz właściwy wybór.  I naprawdę zrozumiem jeżeli mnie odrzucisz. Masz swoje powody aby ze mną nie być. A ja zawszę będę tam dla ciebie aby cię wpierać. Nie chcę cię stracić.
Wiedz, że Cię kocham i zawsze będę Cię kochał.
Justin. "
*************************************
To już koniec tego imagina nie będzie więcej części. Podobał Wam się? Troszkę mi smutno z tego powodu, że było tylko 21 komentarzy no ale co zrobić? Takie życie. Wiedzcie tylko, że Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. Podoba Wam się szablon na blogu? Mnie bardzo ♥♥♥. Tylko wiecie jak zrobić tak aby w połowie tła nie było tego czarnego?  A i jeszcze macie jakieś sugestie/ życzenia co do imaginów? 
To chyba tyle ode mnie. Bardzo dziękuje za wsparcie i proszę o komentarze. Szczere oczywiście ;-).