niedziela, 16 grudnia 2012

Imagine #9 Part 2

Zaśmiałam się ironicznie:
-Ale ja nie kocham cię w tej chwili. 
Zawszę jako pojęcie ,,kocham" odbierałam coś w rodzaju przyjaźni. Przywiązania... w tej chwili myślałam, że on chce mnie udobruchać. Odwróciłam się i zaczęłam iść.
-Nie T.I. Zakochałem się w tobie.- powiedział, a ja gwałtownie się zatrzymałam. 
Odwróciłam się, spojrzałam na niego pytająco i zapytałam:
-Co?
Zaśmiał się. Nawet nie wyobrażałam sobie jak głupio wyglądałam w tym momencie.
-Czy ty naprawdę nie słuchałaś mojego nowego albumu?
Czułam, że moje policzki stają się czerwone. To na serio?
-Słuchałam, ale... co to ma wspólnego? 
-Catching Feelings?- spojrzał na mnie i nasze spojrzenia się spotkały. Szybko spuściłam głowę, a on się zaśmiał. 
-Nie przyszło ci do głowy, że to o tobie?
-Justin to nie jest śmieszne. Co ty mówisz...- nie mogłam na niego spojrzeć.
-Mówię, że napisałem o tobie piosenkę.- odpowiedział, a moje serce na moment przestało bić.  
Catching Feelings. To wszystko nabierało sensu.
-Muszę iść.- mruknęłam i odwróciłam się. 
-Masz zamiar iść? Masz zamiar mnie zostawić?- spytał Justin- Kocie co teraz będzie?
Zignorowałam go i zaczęłam biec. Biegłam, biegłam ile sił w nogach, wszystko wokół było zamazane, widziałam jak przez mgłę, a wszystko przez łzy cieknące po moich policzkach, nie mogłam pozwolić sobie na zwolnienie. Kiedy tylko zobaczyłam mój dom, zwolniłam i oparłam się o futrynę drzwi. Strasznie bolało mnie całe ciało więc z trudem zdjęłam buty i powlokłam się pod prysznic. Myśli roiły się w mojej głowie jak stado os. 
Co jeśli Justin nie wróci? Znaczy uwielbiam go ale... mamy stracić naszą przyjaźń? Powiedział, że się we mnie zakochał. Jak długo to trwało?
Kiedy wyszłam z pod prysznica przebrałam się w zwykłą, czarną bokserkę i szare dresowe spodnie. Usiadłam na łóżku, włączyłam swojego IPhona i zaczęłam słuchać ,,Catching Feelings''. 
“We were best of friends since we were this high
So why do I get nervous every time you walk by
We would be on the phone all day
Now I can’t find the words to say to you
Now what am I supposed to do?”


Retrospekcja (4 lata temu)

-Dlaczego nie możemy iść na plaże?- jęknął Justin i spojrzał na mnie rozwaloną na kanapie. Dzwonił do mnie dwie minuty wcześniej.
-Już ci mówiłam, mam grypę.- mruknęłam niezadowolona.
-Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?- uśmiechnął się zalotnie.
-Czuje się dobrze i naprawdę niczego nie potrzebuje. Idź do naszych przyjaciół, a my najwyżej jutro się spotkamy, jak lepiej się poczuje.
-Nie.
-Nie?- zapytałam.- Ale co nie?
-Nigdzie nie pójdę.
Zaśmiałam się i odparłam:
-Justin nie bądź śmieszny! Idź się zabawić z Chazem i Raynem i nie przejmuj się mną.
-Nie, będę tu z tobą. Nie chce iść na tą plażę, jeżeli mam się o ciebie martwić.- popatrzył na mnie z troską w oczach.
-Mam grypę Justin. Nie umieram na śmiertelną chorobę. Idź i dobrze się baw.
-Nie dziękuje, zdania nie zmienię. Chce być z tobą.
-Jesteś niewiarygodny Justin... Nie dasz sobie nic przegadać. 
-Takie coś robię tylko dla ludzi których kocham.- uśmiechnął się do mnie promiennie.'
 ~~
Uśmiechnęłam się, a muzyka dalej grała. To jednak prawda. Ja i Justin mogliśmy rozmawiać cały dzień. Zawszę kiedy byłam smutna lub chora, on znajdywał dla mnie czas i bez względu na wszystko zawszę był ze mną. 

“In my head we’re already together
I’m good alone but with you I’m better
I just wanna see you smile
You say the word and I’ll be right there
I ain’t never going nowhere”


Retrospekcja (5 lata temu)

-Justin chodź tu na chwilę!- krzyknęłam. Usłyszałam jak pędzi po schodach, a parę sekund później był przy mnie. 
-Potrzebuje Twojej rady. Nie wiem w co się ubrać.- powiedziałam. Wybieraliśmy się dzisiaj z Chazem do kina, a ja miałam wielki dylemat. Przyłożyłam do ciebie dwa T-shirty.  Jeden był łososiowy, drugi zielony, z napisem “Kiss me I’m Irish”.
-A więc który lubisz bardziej?- zapytał, a ja popatrzałam na niego jak na wariata. 
-Ty idioto, nie wiem! Dlatego pytam ciebie.- na moje słowa zaśmiał się.- Justin! To nie jest śmieszne, to poważny dylemat. 
-Chcesz kogoś poderwać?- mruknął patrząc na mnie już całkowicie poważnie. 
-Nie! Idę z tobą i Chazem. A Chaz jest po prostu... po prostu... moim przyjacielem.- zasmucił się.- No ale oczywiście ty jesteś najważniejszy.- dodałam aby go udobruchać. 
Uśmiech na jego twarzy zagościł po raz kolejny, a potem powiedział:
-Dwa słowa kocie: Pokaz mody.
-Dobry pomysł! Ha ha ha będzie zabawa. Czekaj wezmę tylko kilka rzeczy z szafy.- pobiegłam do szafy i chwyciłam mnóstwo czasu. Jednak kiedy się odwróciłam Justina już nie było więc zapytałam:
-Justin? Gdzie jesteś?
-Tylko tej nocy... powtarzam tylko tej nocy jesteś gościem jedynego w historii takiego pokazu. A wystąpi przyszła gwiazda Justin Bieber!- rozległ się jego głos, a ja po chwili nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, ponieważ Justin wmaszerował do pokoju krokiem modelki. 
-HA HA HA! JUSTIN PRZESTAŃ... HA HA HA NIE MOGĘ PRZESTAĆ SIĘ ŚMIAĆ.- zwinęłam się w kłębek ze śmiechu. 
-Ale najpierw proszę uwierz, że we wszystkim wyglądasz pięknie. Nie ważne co masz na sobie.- całkowicie spoważniał. 
-Idę się przebrać. Czekaj tu pajacu.- delikatnie popchnęłam go na łóżku.
-Och nie tak ostro! Dziewczyno hamuj się!- udawał oburzonego.
-Debil.- powiedziałam pod nosem ale i tak się uśmiechnęłam. 
~~
Zaśmiałam się na wspomnienie tamtego wieczoru. Składałam to wszystko w jedną całość. Chciał mi to jakoś pokazać, tak abym zrozumiała co się dzieje. Ale ja byłam ślepa. Myślałam, że zachowuje się tak dlatego, bo jesteśmy przyjaciółmi. Myliłam się. 

“Should I tell her how I really feel (how I really feel)
Or should I move in close or just be still? (How will I know?)
‘Cause if I take a chance and I touch her hand
Will everything change?
How do I know if she feels the same?”


Retrospekcja (4 lata temu)

-Justin chodźmy już! Samolot odlatuje za cztery minuty!- słyszałam jak Pattie woła Justina, w jego oczach zbierały się łzy.
-Kocie ja... nie wiem czy dam radę.- szepnął i złapał mnie za rękę.- Nie wiem czy temu podołam... boje się.
-Justin, masz wspaniały głos, ty już masz fanów! Dasz radę.- uśmiechnął się na te słowa.- Wierzę w to... na pewno dasz. 
-Słuchaj T.I... jest coś o czym musisz wiedzieć...- zaczął ale Scooter mu przerwał.
-Justin musimy iść. Teraz.- jego głos był bardzo donośmy.- Justin. Teraz. 
-Zadzwoń do mnie jak wylądujesz, wtedy mi powiesz.- szepnęłam i przytuliłam się do niego mocno. 
-Nie, jest dobrze.- powiedział i spojrzał na mnie.- Zobaczymy się niedługo. Obiecuje.
Uśmiechnęłam się do niego chodź po moim policzku potoczyła się łza. On otarł ją opuszkiem palca i znowu przytulił.
-Obiecuje.- wyszeptał do mojego ucha. 
~~
Poczułam, że łzy zbierały mi się do oczu. Cały czas ignorowałam to uczucie... Ignorowałam to, że na samo wspomnienie jego głosu powodowało u mnie drżenie serca. Kiedy całował mnie w policzek chciałam go pocałować naprawdę. Kiedy mówił, że mnie kocha tłumaczyłam sobie, że to tylko przyjaciel. Jego pierwsza trasa... co się działo ze mną kiedy go nie było. 
Szybko zeskoczyłam z łóżka, musiałam coś z nim zrobić. Chwyciłam mój telefon, włożyłam pierwsze lepsze conversy i pobiegłam po schodach. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam, że deszcz przestał padać i zaczęło wychodzić słońce. Pobiegłam prosto do fortu- wiedziałam, że on jeszcze tam jest. 
Kiedy w końcu znalazłam się w naszym miejscu zobaczyłam go jak leży na trawie patrząc w niebo. 
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam cicho:
-Justin?
Na dźwięk mojego głosu odwrócił się gwałtownie. Jego fryzura była w nieładzie, ubrania wilgotne ale i tak był bardzo przystojny. 
-Kocie?- zapytał skołowany. 
Wolno podeszłam do niego, a kiedy znalazłam się na tyle blisko, on nieoczekiwanie złapał mnie w ramionach, a ja owinęłam nogi wokół jego pasa. Nie wahając się przyłożyłam moje usta do jego ust. W tej chwili poczułam się jakby 100 iskier wleciało do mojego serca. Odwzajemnił mój pocałunek gorąco, namiętnie, bez opamiętania, łaknąc mnie tak jakbym miała za moment zniknąć. Kiedy w końcu przestaliśmy, a on postawił mnie na ziemi uśmiechnął się tak, że wydawało się, że nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy. Oparł głowę o moje czoło, a ja wyszeptałam:
-Nigdy nie zapomniałam... nigdy nie zapomniałam tego dnia kiedy mnie opuściłeś Justin.
-Próbowałem ci wtedy powiedzieć... naprawdę.- powiedział poprawiając kosmyk moich włosów.
-Wiem, wiem, że próbowałeś. To ja nie zwróciłam na to uwagi. Przepraszam.- przytuliłam się do niego jeszcze bardziej.
-Justin... ja też cię kocham. 
-Chodźmy do domu. Zamówimy pizze czy coś, ok?- zapytał.
Czułam się inaczej ale... zdecydowanie lepiej. Skinęłam głową lecz zatrzymałam go. 
-Czekaj... czy możesz zrobić to co robiliśmy dawniej?- zapytałam nieśmiało.
-Wszystko dla Ciebie.- odpowiedział przewracając oczami.- To wskakuj księżniczko.
Zachichotałam i z łatwością wskoczyłam na jego plecy. Objął mocno moje nogi i tak sobie szyliśmy. Zwisałam głową w dół i śmiałam się jak mała dziewczynka. Kiedy doszliśmy do mojego domu ja szybko zeskoczyłam z niego.
-Myślisz, że ja mogłabym cię tak podnieść?- zapytałam, a Justin poruszył brwiami. 
-Z takimi mięśniami? Na pewno nie.- zaśmiał się.
-Udowodnić ci?- zapytałam wojowniczo. 
-Dawaj.-uśmiechnął się pobłażliwie.
Położył ręce na moich ramionach.
-Gotowa? Jeżeli upadnę to cię chyba zgwałcę.- w tym momencie spojrzał na mnie lubieżnie- 1... 2... 3...
I nagle wielki ciężar spoczął na moich ramionach. Wytrzymałam kilka sekund a potem jak długa runęłam z nim na trawę. Zaśmiałam się, bo wylądowałam na nim i nic mnie nie bolało. Zeszłam z niego i z rozbawieniem patrzałam jak zwija się z bólu. 
-Jesteś takim dużym idiotą.- zaśmiałam się znowu, ale zaraz leżałam pod nim. Przygniótł mnie swoim ciężarem i zaczął łaskotać po całym brzuchu. Zwijałam się ze śmiechu, a po chwili poczułam jego gorące usta na moim zagłębieniu szyi. 
-Ale jednak mnie kochasz.- powiedział kiedy wstaliśmy i uścisnął mnie mocno. Pocałował moje czoło, a ja wyszeptałam:
-Tak, masz szczęście.
Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i uśmiechnęłam się.
-------------------------------------
Pisałam tego imagina trzy dni... To chyba rekord. Mam nadzieje, że się Wam podobał. I odpowiadając na pytanie: To jest już ostatnia część. Zmieniłam szablon bo tamten mi się znudził. Chyba zamówię gdzieś nowy, a jak na razie jest ten. Chyba, że Wam się podoba to nie będę zmieniać. 

wtorek, 13 listopada 2012

#9 Imagine Part 1

-Odbierz, odbierz, odbierz.- powtarzałaś do telefonu przy swoim uchu. Odsunęłaś komórkę od swojego ucha i popatrzyłaś na ekran. Połączenie trwało już 30 sekund, a on dalej nie odebrał. 
-Cholera, Bieber!- krzyknęłaś kiedy nie odebrał. Rzuciłaś telefon na łóżko i pobiegłaś po schodach na dół do kuchni, gdzie siedziała Twoja mama. Siedziała przy stole z gazetą i filiżanką aromatycznej kawy. 
-Mamo, czy Pattie do ciebie dzwoniła?- zapytałaś. Równocześnie wlewałaś pomarańczowy sok do szklanki i przygotowałaś sobie tosta. 
-T.I kochanie, usiądź sobie i zrelaksuj się. Ich samolot prawdopodobnie wylądował. Weź głęboki oddech. Pattie będzie zadzwonić, gdy będą już na miejscu, nie martw się tak. 
Westchnęłaś, wzięłaś przygotowanego tosta i szklankę z sokiem. Usiadłaś obok niej i wypiłaś łyk napoju. 
-Przepraszam, ale nie widziałam swojego najlepszego przyjaciela od roku.- specjalnie zaakcentowałaś ostatnie słowo. 
-Pattie zaraz zadzwoni.- powtórzyła. 
~~
Justin Bieber. Wszyscy znali go jako chłopca, odkrytego przez YouTube. Zaczął być sławny niemal natychmiast. Jego charakterystyczna fryzura i piękne, brązowe oczy sprawiały, że dziewczyny na całym świecie pożądały go jak nikogo innego. Jaki był dla mnie? Dla mnie był najlepszym przyjacielem od przeszło trzech lat.

Justin, razem z rodziną mieszkał na tej samej ulicy co ja. Nasi rodzice byli po rozwodzie, wychowywały nas matki. Były przyjaciółkami, więc jako dzieci widywaliśmy się praktycznie codziennie. Po pierwszym spotkaniu absolutnie się znienawidziliśmy, chodź szybko lody między nami stopniały. Następnie byliśmy absolutnie nierozłączni. Justin był chłopakiem, to oczywiste, więc miał wiele dziewczyn, ale to nie wpływało na naszą relacje. Nigdy nie myśleliśmy, że możemy być czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Szczerze? Naszą przyjaźń ceniłam ponad wszystko. Justin odstał wiadomość o przeprowadzce do Atlanty kilka dni przed odlotem. Nie mogłam uwierzyć. Atlanta to było takie wielkie miasto... To było tak daleko od naszego rodzinnego miasta. Gdy wyjechał, starałam się zignorować fakt, że mój najlepszy przyjaciel już nigdy nie będzie mieszkał o dwa drzwi dalej. Próbowałam zapomnieć o fakcie, że nie będę go widzieć miesiącami. Musiałam przyznać- Justin miał niesamowity głos. Kiedyś zaśpiewał dla mnie przypadkiem, a ja poczułam się tak jakby śpiewał dla mnie anioł.  Nie dziwiła mnie jego rosnąca popularność, bałam się o szybkość z jaką ona przychodzi. 
Justin chciał zarówno podróżować i spotykać się z nami co kilka miesięcy. Niestety to nie było możliwe- w krótkim okresie czasu doszło do tego, że widziałam go raz do roku. Z tego powodu strasznie się ucieszyłam na wiadomość, że mój przyjaciel ma w planach odwiedzenie Stratford przed Believe Tour. 
Po tym jak ukazał się jego pierwszy singiel wiedziałam, że jego życie zmieni się o 100%. Ale zawszę traktowałam go jak tego samego chłopaka z którym się wychowałam. 
~~
-Idę na górę. Krzycz jeżeli Pattie zadzwoni.- powiedziałam biorąc swój talerz i szklankę. 
-Dobrze.- zgodziła się moja mama. 
Powoli wchodziłam po schodach na górę. Gdy dotarłam do mojego pokoju, zamknęłam drzwi, włączyłam swojego iPoda. Zerknęłam na ekran i zobaczyłam jedną nową wiadomość. Moje serce gwałtownie przyśpieszyło. 
Justin: Hey kochana! Zaraz będę. Wyjdź przed dom jeśli na mnie czekasz. 
Szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Rzuciłam telefon na łóżko i szybko chwyciłam szczotkę do włosów. Szybko rozczesałam moje długie, kasztanowe włosy i rzuciłam się na moją szafę. Zmieniłam moją pidżamę i białe skarpetki na szarą koszulkę odkrywającą ramiona i postrzępione, dżinsowe shorty <outfit>.
Chwyciłam mój telefon który leżał na łóżku i pobiegłam po schodach na dół. 
-Mamo! Justin zaraz będzie!- wykrzyknęłam i poślizgnęłam się na podłodze. W ostatniej chwili odzyskałam równowagę.
-Czy on przyjdzie aby cię zobaczyć?- spytała, a ja spojrzałam na nią podejrzliwie. 
-Co masz na myśli?
Podniosła ręce w geście obrony.
-Przepraszam, byłam po prostu ciekawa.
Potrząsnęłam głową i odwróciłam się do niej:
-Prawdopodobnie wrócimy tu później. 
Skinęła głową, a ja wybiegłam na zewnątrz i zatrzasnęła za sobą drzwi. Pobiegłam na koniec podjazdu i... czekałam. Stałam tam jakieś pięć minut aż w końcu zdenerwowana wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zanim zdążyłam nacisnąć jeden klawisz silne dłonie owinęły się w okół mojego pasa. Mój głośny krzyk przebił ciszę otoczenia. Ten ktoś podniósł mnie do góry i obrócił do siebie. Zostałam objęta niedźwiedzim uściskiem. Justin. 
-JUSTIN!- zaczęłam płakać, owijałam ręce wokół jego szyi, słyszałam bicie jego serca.- Nie rób tak nigdy więcej!
-Przepraszam plebsie.- powiedział i odsunął się ode mnie chodź cały czas obejmował mnie mocno. Jego uśmiech był ogromny. 
Drżałam, ale kto by nie drżał w takiej sytuacji?
-Prawie tu umarłam! Debilu!
Śmiał się z mojej frustracji, następnie przytulił mnie jeszcze raz. 
-Tak bardzo za tobą tęskniłam.- mruknęłam mu do ucha. 
-Też tęskniłem. Teraz chodźmy, muszę odciąć się od tego wszystkiego.- kiwnął głową w kierunku swojego range rovera i kilku ochroniarzy.  Skinęłam głową, a on chwycił moją dłoń. Zaskoczyło mnie to. 
-Chodźmy do fortu.
-Do fortu? Żartujesz? Nie byłam tam odkąd skończyłam 12 lat.- odpowiedziałam chichotając, ale poszłam za nim. 
Wzruszył ramionami i delikatnie popchnął mnie zachęcając do wyścigów. Szybko ruszyłam, bo zawszę biegałam lepiej od niego. I teraz okazało się, że byłam pierwsza, a on z lekkim rozczarowaniem na twarzy powiedział:
-Chodź raz mogłaś dać mi wygrać. 

10 minut marszu wystarczyło abyśmy znaleźli się w naszym tajnym miejscu. ,,Fort" był małym domkiem na drzewie. Na początku nie byłam za bardzo przekonana ale Justin nalegał abyśmy go zbudowali. Mieliśmy 10 lat. Po czasie okazało się, że to był genialny pomysł, a ja nie żałowałam decyzji podjęcia się budowy. Byłam jak jego partner w zbrodni. Stworzyliśmy tajną trasę, której nie znał nikt poza nami.  To było w pobliżu rzeczki, więc było cicho i spokojnie. To było jak nasz własny świat.
~~
-Więc co nowego w Stratford?- zapytał Justin wspinając się po drabinie, która prowadziła do fortu. 
-Absolutnie nic.- westchnęłam. 
Justin spojrzał na mnie z uśmiechem. Pokazałam mu język i lekko uderzyłam go w tyłek.
-Uważaj jak wchodzisz. Boje się o ciebie.- powiedział kiedy zaczęłam wchodzić na drabinkę. Chwile potem lekko wylądowałam obok niego. Justin otworzył drzwi, a kiedy wszedł musiał zgiąć się w pół, ponieważ budynek był tak niski. Musiałam przyznać, że jak na nasze 10 lat wykonaliśmy dobrą robotę. Mieliśmy nawet drugie piętro. 
-Zapomniałam jak tu jest.- wyszeptałam rozglądając się wokół. Na czworakach wyszłam przez ,,balkon" i stanęłam na małym tarasie. Rozciągał się absolutnie wspaniały widok na okoliczne łąki. 
-Widziałam się ostatnio u Ellen. Niezły kapelusz.- powiedziałam lekko mierzwiąc mu włosy. 
Parsknęłam śmiechem, zaraz potem on. 
-Oh Zamknij się. Dała go mi. Przynajmniej nie zniszczyłem sobie włosów.- poprawił je zadowolony. 
-Naprawdę chciałbym tu wrócić... Znowu widzieć się z tobą, Ryanem i Chazem.- spojrzał w dal. 
-Mhm.- mruknęłam patrząc na drewnianą podłogę z której schodziła farba.- Jak długo zostajesz?
-Trzy, może cztery dni.- odpowiedział, a ja spojrzałam na niego. 
-Co masz na myśli 3 lub 4 dni?! Mówiłeś, że tydzień lub 2!- wykrzyknęłam. 
Wzruszył ramionami i wyciągnął swój telefon. 
-Justin! Chce Twojej uwagi!- rzucił telefon i na mnie spojrzał- Mówiłeś, że zostajesz tydzień lub dwa.
-Dlaczego robisz z tego taką wielką sprawę? Musimy się kłócić?- przeciągał słowa. 
-To jest wielka sprawa! Jesteś moim przyjacielem, nie widziałam cię prawie rok... Ale widzę, że ty się tym nie przejmujesz.- spojrzałam na niego. Duże, ciemne i chmury zbierały się. Deszcz w sierpniu. Świetnie.
-Nie mogę nic na to poradzić.- powiedział po chwili milczenia. 
-Nie możesz nic na to poradzić?! Ty?! Justin jesteś tutaj najważniejszy. Wszystkie te osoby  Scooter, Allison, Kenny, Alfredo... ich życie praktycznie kręci się wokół ciebie. Podejmują decyzje! To ty śpiewasz i występujesz. Nie uważasz, że możesz  zrobić sobie przerwę raz na jakiś czas?
-Może ja nie chce sobie zrobić przerwy. Być może nie chcesz tu wrócić, być może chce wrócić do LA.- wyrzucił- Nigdy tego nie zrozumiesz...
-Przepraszam co?- odparłam i chwyciłam go za rękę.- Dlaczego do cholery tak się zachowujesz?!
-Dlaczego się tak zachowuje?- podniósł do góry swoje brwi. 
-Tak! Jesteś taki... inny. Nie zachowujesz się jak Justin którego znam. Zachowujesz się zupełnie inaczej.- ruszyłam do drzwi.- Nie wiem o co chodzi ale dopóki nie przestaniesz zachowywać się jak palant nie rozmawiaj ze mną!- krzyknęłam schodząc z domku. 
Padał deszcz ale w tej chwili to nie odgrywało roli. 
-T.I czekaj!- zawołał za mną.  Deszcz padał strasznie mocno, więc całe moje ubranie już było mokre. 
-Kocie proszę! Nie miałem tego na myśli, jestem po prostu zmęczony! Proszę zaczekaj.
W końcu mnie dogonił i szedł równo ze mną. 
-Zmęczenie to nie wymówka.- zatrzymałam się. 
-T.I przepraszam, ok?  To jest po prostu coś, o czym muszę ci powiedzieć. Nie wiem jak ci to powiedzieć i jak zareagujesz...
-Czy o usprawiedliwienie na bycie dupkiem?- zapytałam.- Klasa Justin, naprawdę klasa. 
Odwróciłam się i szłam dalej. Co chwile moje conversy lądowały w kałuży przez co były całe mokre. 
-Kocie!- nazwał mnie tak znowu. Nigdy nie zwracałam na to uwagi ale teraz mnie to irytowało. Chwycił mnie mocno i odwrócił mnie tak, że byłam dosłownie cal od niego.
-T.I po prostu mnie posłuchaj. Przez chwilę. Ja... kocham cię.- wyszeptał. 
------------------------------------------
Pierwsze to chyba to, że przepraszam Was za tak długą nieobecność ale jakoś nie mogłam się w sobie zebrać aby napisać coś na tego bloga. Jak widzicie imagin jest dość długi, miał być dwa razy dłuższy dlatego postanowiłam rozbić go na części. Ogólnie przepraszam, że moje imaginy ciągle są, że główna bohaterka przyjaźni się z JB ale ja kocham coś takiego pisać. Wiem, że po pierwszej części nastąpiła zmiana narracji ale ja zrobiłam to specjalnie. Kwestie komentarzy... Nie będę się nawet wypowiadać, strasznie mnie to dobija ale wierzę w Was i mam nadzieje, że tu będzie więcej. 

wtorek, 6 listopada 2012

#8 Imagine Jelena

Piosenka do tekstu (zależy mi abyście słuchali ją podczas czytania): <klik>

-Dzisiaj, tutaj w LA, chcę zrobić coś specjalnego. Następne piosenka to opowieść o mnie i o pewnej wyjątkowej dla mnie osobie.- krzyki było słychać w całej arenie. Justin kontynuował:
-Chciałbym aby była tutaj. Nie przeszkadza Wam to? Chcę podzielić tę wyjątkową chwilę z wami wszystkimi. Z moją rodziną. Powitajcie niesamowitą Selenę Gomez!
Pomimo nienawiści ze strony Beliebers dziewczyna dostała duże oklaski. Niepewnie weszła na scenę, skrępowana całą sytuacją. 
Co on wyprawia?! Mam nadzieje, że nic nie odwali.
Melodia rozpoczęła się kiedy usiadła. 
-Kochanie, usiądź wygodnie, odpręż się i pozwól mi pokazać światu, jak bardzo cię kocham.- szepnął jej Justin do ucha.

Pozwól, że opowiem ci historię
O dziewczynie i chłopaku
On zakochał się w swojej przyjaciółce
Kiedy ona jest w pobliżu, nie czuje niczego poza radością
Ale ona została już zraniona i to uczyniło ją ślepą 
Nigdy nie byłaby w stanie uwierzyć, że miłość mogłaby ją dobrze potraktować
Ale czy wiedziałaś, że cię kocham? Czy byłaś nieświadoma?
Jesteś uśmiechem na mojej twarzy
A ja nigdzie się nie wybieram
Jestem tutaj po to, by uczynić cię szczęśliwą, jestem tutaj po to, by widzieć cię uśmiechającą się
Chciałem ci to powiedzieć od dłuższego czasu

Kto sprawi, że się zakochasz?
Wiem, że mur otacza drogę do twego serca
Wcale nie będziesz się bać, oh moja droga
Ale nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać, dopóki się nie zakochasz

Cóż, mogę powiedzieć, że boisz się, co to może uczynić
Bo mamy taką wspaniałą przyjaźń i nie chcesz jej stracić
Cóż, ja też nie chcę jej stracić
Nie sądzę, że mogę po prostu siedzieć, gdy cierpisz, kochanie
Więc, weź mnie za rękę
Czy wiedziałaś, że jesteś aniołem? Który zapomniał, jak latać
Czy wiesz, że widok ciebie płaczącej za każdym razem łamie mi serce?
Bo wiem, że za każdym razem, gdy on popełnia błąd, zanika część ciebie, jestem ramieniem, na którym możesz się wypłakać
I mam nadzieję, że do czasu, gdy skończę tę piosenkę, zdam sobie sprawę.

Kto sprawi, że się zakochasz?
Wiem, że mur otacza drogę do twego serca
Wcale nie będziesz się bać,  moja droga
Ale nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać, dopóki się nie zakochasz

Złapię cię jeśli spadniesz
Złapię cię jeśli spadniesz
Złapię cię jeśli spadniesz

Ale jeśli rozwiniesz swoje skrzydła 
Możesz odlecieć ze mną w dal
Ale nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać dopóki nie pozwolisz sobie upaść

Kto sprawi, że się zakochasz?
Wiem, że mur otacza drogę do twego serca
Wcale nie będziesz się bać, moja droga
Ale nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać, dopóki się

Nie zakochasz
Wiem, że mur otacza drogę do twego serca
Wcale nie będziesz się bać, moja droga
Ale nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać, dopóki nie pozwolisz sobie upaść

Złapię cię jeśli spadniesz
Złapię cię jeśli spadniesz
Złapię cię jeśli spadniesz

Jeśli rozwiniesz swoje skrzydła 
Możesz odlecieć ze mną w dal
Nie możesz latać, dopóki
Nie możesz latać, dopóki się nie zakochasz


Zdjął mikrofon z dala od jego ust i wyjął z kieszeni malutkie, czerwone pudełeczko pieczętującą ich przyszłość. Wszyscy na arenie wiedzieli co się dzieje, krzyki nasilały się z każdą sekundą. 
-Selena Marie Gomez, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostaniesz moją żoną?
Nie mogła powstrzymać się do uśmiechu przez łzy wzruszenia:
-Tak, tak, tak, milion razy tak.
-----------------------------------
Nowy tak szybko dlatego, że jak widzicie jest bardzo krótki. Ja napisałam tylko kilka zdań, reszta to przetłumaczony teks ,,Fall"
Nie mogłam się powstrzymać od dodania tego tutaj. Kocham tą piosenkę, jest moją ulubioną z ,,Believe". I chyba to już ostatni imagin na tym blogu bo widzę zatrważająco niską liczbę komentarzy. A nawet jeśli nie to chyba zrobię sobie małą przerwę. No nic, do zobaczenia! 

niedziela, 28 października 2012

#7 Imagine Jelena

*Selena*
Czułam się tak źle, że od razu po przyjeździe ze studia nagraniowego rzuciłam się na łóżko w moim pokoju. Mama powiedziała, że jestem chora, ale ona była w Teksasie z Brianem więc byłam sama w domu. Pomyślałam, że Justin nie może się dowiedzieć. 
Pewnie i tak stresuje się przed koncertem, nie będę mu dokładać zmartwień.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie o nim. Nie potrafiłam oprzeć się urokowi jego oczu, który przeszywał mnie i powodował drganie nawet najmniejszej komórki mojego ciała. 
Nie widziałam go od miesiąca. Był w trasie, a ja byłam szczęśliwa, że się spełnia. W końcu widziałam jak kocha być na scenie, to był jego żywioł. To nie zmienia faktu, że tęskniłam. "Tęsknię' to jedno słowo nie wyrazi tego, jak bardzo brakowało mi każdej z tych komicznych rozmów, banalnego uśmiechu na twarzy, na co dzień przypominającego o fragmentach szczęścia, którym On nadawał sens. Jak bardzo brakowało mi jego głosu, śmiechu, tych nocnych spacerów, i buziaków na dobranoc, każdego z porannych przytuleń czy śniadań w łóżku, śmiertelnych łaskotek, chwil powagi i nagłego wybuchu śmiechem, nawet tych małych kłótni, po których i tak nie potrafiliśmy bez siebie wytrzymać. nie wyrazi tego, jak cholernie bardzo brakowało mi Jego. 
Zamknęłam swoje ciężkie powieki i pozwoliłam aby otulił mnie sen.

*Justin*
Właśnie skończyłem rozmowę, kiedy zadzwonił mój telefon, to był Mandy, więc bez wahania odezwałem się:
-Hallo?
-Hey Justin, rozmawiałeś dziś z Seleną?
-Nie. Stało się coś złego?
-Nie mówiła ci? Selena jest chora, nawet bardzo. Coś złapało ją wczoraj.
-Naprawdę? Ona... nic mi nie mówiła.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę lecz ja powiedziałem, że natychmiast muszę coś załatwić. 
Byłem bardzo zaniepokojony chorobą Seleny. Fakt, że mi nie powiedziała sprawiał, że dziesięć razy bardziej się o nią martwiłem. Nie mogłem myśleć o niczym innym.

-Scooter muszę lecieć do LA. Teraz.- spojrzałem na niego niespokojnie.
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony.
-Dostałem telefon od Mandy. Selena jest chora, a ja muszę być przy niej.- powiedziałem przeczesując włosy.
Wszyscy myśleli, że Scooter to był taki menadżer bez uczuć, ale naprawdę on był miłym facetem i też miał dziewczynę więc wiedział jak to jest. Po pewnych negocjacjach zgodził się, a ja już wybierałem najbliższy lot do LA.

Scooter odwołał trzy najbliższe koncerty. Czułem się winny, nie chciałem zawieść moje Beliebers ale wiedziałem też, że one by mnie zrozumiały. Pobiegłem na lotnisko z Kennym chcąc jak najszybciej być przy Selenie. Po około trzech godzinach wylądowaliśmy w LA. Paparazzi byli już na miejscu pragnąc się dowiedzieć dlaczego odłożyłem tyle koncertów. Mnie to nie obchodziło, chciałem po prostu jak najszybciej trzymać Selenę w moich ramionach. Po przejechaniu około godziny byliśmy w domu mojej dziewczyny. Odprawiłem Kenniego i niecierpliwie przekręciłem klamkę w drzwiach. Wpadłem do jej mieszkania ale nie usłyszałam żadnego głosu. Już miałem krzyknąć ale pomyślałem, że Selena może spać. Zacząłem wspinać się na schody tak najciszej jak tylko mogłem. Kiedy byłem już w jej pokoju zobaczyłem mojego śpiącego aniołka. Szybko znalazłem się przy niej, owinąłem ramiona wokół niej czekając aż się obudzi.

*Selena*
Obudził mnie czyjeś silne ramiona wokół mnie.
-Justin? Co ty tu robisz?- zapytałam zmieszana.
-Moje kochanie mnie potrzebuje więc jestem.- szepnął mi o ucha. 
-Ale zaraz... kto ci powiedział?- spytałam zaskoczona. 
-O Mój Boże Justin! Przecież ty masz koncerty!- krzyknęłam i poderwałam się do góry.
-Już nie, są przełożone. Mandy do mnie dzwoniła.- pocałował mnie w ramię.
-Justin... nie musiałeś.- zarumieniłam się.
-Nie musiałem? Selena, jesteś wszystkim co mam! Oczywiście, że musiałem. Skarbie, dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy.- w jego głosie poczułam nutkę rozczarowania. Po moim policzku spłynęła łza. Po trochu szczęścia, po trochu rozczarowania samą sobą.
-Przepraszam, nie chciałam abyś się denerwował.- powiedziałam i przysunęłam się do niego bliżej. Przytulił mnie mnie mocno. To było cudowne znaleźć się w czułych, męskich objęciach. Od tak dawna żaden mężczyzna nie obejmował mnie w ten sposób. Pocałował mnie w czoło, a jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej, mokrej od łez. Przysunęłam się jeszcze bardziej i pocałowałam go go w usta. To nie był długi pocałunek. Ani namiętny. Ani zaborczy. Ale miał cudowne usta i nie uciekał przede mną. I choć pocałunek bardziej przypominał całusa- z gatunku powitalnych cmoknięć składanych na policzku pani domu-trwa na tyle długo, że można się w nim doszukać czegoś więcej.
-Nie rób tak więcej, dobrze?- szepnął kiedy tuliliśmy się do siebie.
-Dobrze.
-A teraz proszę, prześpij się to ci dobrze zrobi. 
Zamknęłam oczy kiedy śpiewał mi jedną ze swoich piosenek.
----------------------------------------------------
No i jest obiecany imagin o Jelenie. Mam nadzieje, że Wam się podobał. I wiem, że Jelena jest dość kontrowersyjną parą ale proszę oceniajcie treść tekstu, a nie to o kim on jest. Mam jeszcze jeden pomysł na imagin który pojawi się niedługo bo (jak zgaduję) będzie bardzo krótki. Ten tekst to swego rodzaju, wstęp do tego co zamierzam pisać w przyszłości. Bardzo dziękuje za komentarze i proszę o więcej, dłuższych i szczerych. BTW. Pada śnieg <3. Tak na wypadek jakbyście nie miały okien. 

sobota, 20 października 2012

#6 Imagine +18

Ty i Justin uczyliście się do testu z historii. Byliście w Twoim domu, a Twoich rodziców nie było. Siedzieliście przy stole, w salonie, obłożeni książkami.
-Kochanie nudzi mi się.- powiedział Justin znudzonym głosem.
-Przykro mi ale musisz. Twoja mama kazała mi cię przypilnować.- po tych słowach przybliżyłaś się i pocałowałaś Justina w nos.
-Stwórzmy własną historię.- Justin przyciągnął cię do siebie i mocno pocałował. Wasze języki połączyły się w namiętnym tańcu, który doprowadzał cię do ekstazy.  Justin podniósł cię do góry i posadził na stole. Oplotłaś nogami jego biodra, a ręce Justina wędrowały po całym Twoim ciele. Czułaś jego dotyk już wcześniej, ale teraz działał na ciebie tysiąc razy silniej. Jego ręce budziły dojmująca potrzebę bliskości.  Całując Twoją szyję próbował pozbyć się Twojej sukienki.  Jego ciepłe wargi dotykające skórę przyprawiały Cię o przyjemny dreszcz, dlatego też nawet nie zauważyłaś kiedy zostałaś w samej bieliźnie. Jęknęłaś cicho. Justin zaczął całować cały Twój dekolt, a jego delikatny dotyk dotarł w okolice obojczyka, potem przeniósł się na plecy. Gładził cię po nich, Ty a wiedziałaś, że żaden inny mężczyzna nie dotknie cię w taki sposób, jak On. W jednej chwili Twój stanik znajdował się na podłodze. Całując go po karku,  słyszałaś jak cicho się śmieje.  Chłopak znowu skierował swoje pocałunki na Twoje usta, a Ty zaczęłaś ściągać koszulkę Justina i niedługo mogłaś podziwiać jego wyrzeźbiony tors. Zaczęłaś delikatnie jeździć dłońmi po jego torsie, wiedziałaś doskonale, że jeszcze bardziej go to podniecało. Z każdą sekundą pragnęłaś go coraz bliżej siebie. Oderwał się od twoich ust, przeniósł się na biust. Kreślił swoim zgrabnym językiem kółka, wokół twoich sutków.  Z każdym twoim westchnięciem, chichotał pod nosem, wczepiając usta w skrawek Twojej skóry. Zaczął całować Twoje barki. Jego usta i dotyk doprowadzały do szaleństwa. Szepnął ci do ucha:
-Należymy do siebie. Razem pójdziemy na dno, razem wzniesiemy się na wyżyny. Pamiętaj o tym. 
Delikatnie pocałował płatek Twojego ucha. Odsunął się, schodząc w dół Twojego ciała. Zaczął pieścić Twoją delikatną skórę w wewnętrznych stronach ud i składał pocałunki obok Twojej kobiecości. Wplotłaś palce w jego włosy i odchyliłaś głowę do tyłu. Chwilę pobawił się gumką Twoich stringów aż w końcu zdjął je.  Justin znalazł Twój 'punkt G' i zaczął delikatnie go masować.  Widząc to, że doprowadza cię do szału chłopak zaczął penetrować to miejsce.  Wygięłaś swoje ciało w łuk, gdy chłopak zaczął poruszać językiem w Twoim wnętrzu. Twoje jęki przybrały na sile, a Ty czułaś, że zaraz dojdziesz. Justin odsunął się od ciebie i pomógł ci usiąść na stole na której leżałaś przez kilka ostatnich minut. Chciałaś oddać mu chodź trochę przyjemności którą on tobie dał, ale Justin zaprotestował:
-Dziś czas na ciebie. 
Justin wszedł w ciebie.  Tym razem jego ruchy były wolniejsze ale mocniejsze. Wbiłaś paznokcie w jego plecy, pomiędzy jękami wykrzykiwałaś jego imię. Bieber co po chwile całował cię w usta. Przytuliłaś się niego mocno. Dzięki temu on dyszał ci prosto na szyję, a Ty jęczałaś mu do ucha. Poczułaś, że zaczynasz dochodzić.  Wszystko we tobie wrzało, było ci tak gorąco że myślałaś, że za chwilę wyparujesz. Jęczałaś głośno. Wiedziałaś, że on też dochodzi. Chciałaś dać z siebie wszystko. Zaczęłaś głośniej krzyczeć jego imię, facetów to podniecało. Wygięłaś się w łuk, krzycząc głośno, nachalnie łapałaś powietrze do ust. Uspokoił cię dotykiem, gładząc dłońmi, pragnął poznać i zapamiętać każdą linię Twojego ciała. W końcu doszliście w tym samym momencie. Justin delikatnie wyszedł z ciebie i cmoknął cię w czoło. 
-Z czystym sercem mogę powiedzieć, że jesteś najwspanialszą niespodzianką jaką otrzymałem od losu. Moim oczkiem w głowie, moją drugą połową serca. Osobistym nauczycielem i aniołem stróżem przy boku. Motywacją do życia, oazą spokoju ale też zagadką na resztę życia.- powiedział cicho do Twojego ucha.
----------------------------------
Oj jak dawno nie pisałam takiego prawdziwego imagina +18! Naprawdę polecam, jak macie jakieś zmartwienia piszcie takie coś to wam przejdzie. Chyba, że tylko jak jestem taka zboczona ;P. Co to imagine mnie się nie za bardzo podoba ale lubię być samokrytyczna więc ocenę zostawiam Wam. Kurde trochę (!) mało komentarzy pod ostatnim. Nawet bardzo. Jeżeli czytacie to proszę zostawiajcie komentarze bo to jest bardzo ważne dla autorek. Taka bardzo gorąca prośba ode mnie. Nie będę już Wam więcej pieprzyć i tylko powiem, że kolejny będzie imagin z Jeleną który obiecałam już dawno temu ale wcześniej w ogóle nie miałam pomysłu więc bardzo przepraszam. Do następnej i bardzo proszę o komentarze. 

czwartek, 11 października 2012

#5 Imagine


Autorka: Kar
 Tytuł: „Była dla mnie wszystkim” 
Liczba wyrazów: 1090 
Szept autorki: Teks pisany w nieco kiepskich warunkach, przy pomocy zapałek podtrzymujących powieki, które sprawdziły się zawodowo, bo udało mi się dobrnąć do końca. Imagine trochę inny niż dotychczasowe, które były tutaj publikowane, ale chciałam napisać coś innego, mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu. Jeśli podoba wam się moja praca zapraszam na bloga, do którego link umieściłam powyżej. Z góry dziękuję za uwagę i wszelkie opinie; * Pozdrawiam i życzę miłego czytania;)

Milion myśli przebiegało przez moją głowę tocząc ze sobą zaciętą walkę… walkę dobra i zła… walkę o własne życie. Porywisty wiatr rozwiewał moje długie, jasne włosy jednocześnie przedzierając się przez cienki materiał kurtki tym samym powodując zimne dreszcze.  Objęłam się rękoma chcąc, choć odrobinę ogrzać swoje zmarznięte ciało jednocześnie starając się kontrolować szczękanie zębami. Bez skutku, temperatura na zewnątrz była szczególnie niska, a wątły materiał mojego odzienia nie był w stanie mnie ogrzać, marzłam. Narzuciłam na głowę kaptur, tak, aby nie zasłaniał mi twarzy i naciągnęłam rękawy kurtki mając nadzieję, że odzyskam czucie w przemarzniętych, popękanych dłoniach. Wyprostowałam się unosząc głowę jednocześnie wpychając ręce w kieszenie spodni. Spojrzałam na drugą stronę ulicy. Może źrenice momentalnie się powiększyły, a kąciki ust milimetra lnie uniosły się ku górze. 
Ciemnooki brunet o krótkich włosach podobnie jak ja narzucił na głowę ciemny kaptur zapinając się szczelniej.  Był ostatnim powodem, który uniemożliwiał mi ostateczne poddanie się, przegranie własnego życia, odejście w cień… zabicie się. 
Chłopak rozejrzał się w lewo i prawo z zamiarem przejścia na drugą stronę ulicy. Nasze spojrzenia spotkały się na krótki ułamek sekundy sprawiające, że moje płuca na chwilę zaniemogły, a drobne serce dotychczas chaotycznie bijące w przyciasnej klatce piersiowej zatrzymało się. Kilka sekund…zaledwie kilka sekund zajęło mi podjęcie decyzji. Czubki moich butów wystawały nieznacznie zza chodnika wychodząc na asfalt. Znajdowaliśmy się przy najbardziej ruchliwej ulicy Nowego Yorku.  Oczy mi zaiskrzyły, byłam pewna, że to dostrzegł. Chciał ruszyć ku mnie, ale pokręciłam nieznacznie głową prosząc, aby tego nie robił. 
Jeden krok, tylko tyle dzieliło mnie od ostateczności. Nie bałam się… zrobiłam to. 
~*~
Te kilkanaście minut po koncercie zawsze należało tylko do mnie. Mogłem wyjść gdziekolwiek chciałem, pozostać sam na sam z własnymi myślami. Poukładać wszystkie wydarzenia z bieżącego dnia. Dla większości będzie to brzmieć banalnie, ale kiedy, na co dzień jest wokół ciebie tak duża ilość osób i, gdy każda z nich czegoś ode ciebie oczekuje te kilka minut z własna osobą i wewnętrznym głosem staje się równie wartościowe, co butelka wody na rozgrzanej pustyni. 
Piątkowy wieczór w Nowym Yorku był wyjątkowo zimny i ponury. Temperatura na zewnątrz nie była sprzyjająca, chmury zaczęły się buntować i zbierało się na deszcz. Narzuciłem na ramiona ciemną kurtkę zakładając na głowę także kaptur. Miałem nadzieję, że to w jakimś stopniu ułatwi mi pozostanie anonimowym przechodniem, nie sławnym Justinem.  
Pchnąłem szklane drzwi prowadzące na zewnątrz momentalnie czując na skórze chłodny powiew rześkiego wiatru. Przeczesałem dłonią włosy chcąc doprowadzić je, do jako takiego ładu, po tym, jak wiatr niefortunnie je zmierzwił. Rozejrzałem się po wokół siebie zdając sobie sprawę, że nieustannie zatłoczone chodniki Nowego Yorku dzisiejszego dnia są dziwnie puste i smutne. 
Wzniosłem oczy ku niebu i westchnąłem cicho. Miasto zdawało się być zupełnie wypompowane ze wszelkiej energii, jakby pogrążone w żałobie… 
Wsunąłem dłoń w kieszeń chcąc ruszyć przed siebie, gdy jakaś drobna, osóbka niespodziewanie wpadła na mnie momentalnie odsuwając się do tyłu. Niska brunetka o ciemnych oczach namierzyła mnie swoim jakże niewinnym i słodkim spojrzeniem, gdy przytrzymałem jej łokieć bojąc się, że straci równowagę. 
- Przepraszam – szepnęła zmieszana i wyminęła mnie pośpiesznym krokiem. 
Tylko tyle, jedno słowo niezmieszane z moim imieniem, czy nazwiskiem. Jedno słowo. 
Uśmiechnąłem się pod nosem. Miło było, choć przez chwilę poczuć się, jak normalny nastolatek.  Sam fakt, że udało mi się wyjść na ulice Nowego Yorku bez korowodu, paparazzi był dla mnie niesamowicie zaskakujący i przyjemny. Kilkusekundowa odskocznia od codzienności. Zero ludzi, który wciąż czegoś chcą, zero ludzi, którzy nawołują moje imię. Ja, Justin Bieber zwykły chłopak, choć przez chwilę. 
Po raz kolejny przeczesałem dłonią włosy, co od kilku miesięcy było moim nowym nawykiem. Odwróciłem się twarzą w stronę jezdni z zamiarem przejścia na drugą stronę. Zupełnie nie zwróciłem uwagi na fakt, że w pobliżu nie ma pasów, bo przykuło ją coś, a raczej ktoś zupełnie inny. 

Drobna blondynka skulona tuż przy krawędzi chodnika obejmująca się rękoma wokół ramion. Ład jej ślicznych złotych włosów rozwiewał porywisty wiatr. Nieliczne kosmyki przykleiły się do jej policzków, inne przysłaniały widoczność. Była tak chuda i wątła, że niemal niezauważalna wśród tłumu, jednak doskonale widoczna dla mnie. Miała zapadnięte kości policzkowe, niegdyś pełne koloru zielone oczy teraz przybrały szarą barwę, a skóra zrobiła się zupełnie blada. Choć nigdy jej nie znałem wiedziałem, że kiedyś była inna, pełna życia, wesoła, pogodna. Jednak pomimo kiepskiego stanu fizycznego blondynka była dla mnie szalenie śliczną osobą. Miała tak niewinną, a zarazem zatroskaną buzię. 
Nieznajoma zaciągnęła rękawy kurtki na dłonie, aby po chwili wsunąć je w najgłębsze zakamarki kieszeni swoich spodni i uniosła wzrok. 
Rozejrzałem się po jezdni chcąc do niej podejść, kiedy po raz kolejny wbiłem w nią swoje spojrzenie jej tęczówki również były zwrócone w moją stronę.  Przez krótki ułamek sekundy patrzyliśmy sobie w oczy, a ja zdałem sobie sprawę, kim jest owa dziewczyna. Była moją fanką, o czym świadczył niewielki naszyjnik z napisem „Believe”. Podobne można było kupić po każdym koncercie trasy Believe Tour. 
Już miałem ruszyć w jej stronę, poznać jej imię, uścisnąć jej dłoń, obdarować swoim uśmiechem, usłyszeć słodką barwę jej głosu, jednak złotowłosa jakby czytając z moich ruchów zaprzeczyła ruchem głowy nie pozwalając mi, bym do niej dotarł. Zaraz potem sama weszła na jezdnię stawiając stopę na ciemnym asfalcie. Byłem pewien, że wiedziała co robi, była w pełni świadoma swoich poczynań. Pewnie postawiła drugą nogę tuż koło pierwszej…nie podeszła do mnie, po postu stała czekając, aż jej drobne, kruche ciałko zderzy się z rozpędzonym autem nadjeżdżającym z naprzeciwka. 
Kilka sekund później ujrzałem ją kilkanaście metrów dalej, leżącą w kałuży krwi…martwą. 
~*~
Życie jest tak kruche, a zarazem tak ważne. Wielu z nasza szybko się poddaje, nie róbcie tego, błagam was.  Nie zadawajcie swoim bliźnim tak ogromnej krzywdy, Bóg dał wam życie, nie odbierajcie sobie szansy na przeżycia kolejnego dnia, nie warto, wierzcie mi nie warto, po prostu mi uwierzcie. 
Ból po utracie bliskiego członka rodziny czasami jest równie silny, jak ból po utracie osoby, z którą nigdy nie zamieniliśmy choć słowa. Złotowłosa była moją Belieber, była moją przyjaciółką, wsparciem, pocieszeniem… była dla mnie wszystkim, choć tak naprawdę nigdy nie było mi dane jej poznać. 
---------------------------------------------
Jak widzicie imagin nie jest napisany przeze mnie. Ja uważam, że jest cudowny i skłaniający do refleksji. Bardzo serdecznie zapraszam na bloga autorki, sama go czytam i zawszę jestem zachwycona. To chyba na tyle. Do następnej!

środa, 3 października 2012

#4 Imagine Part 3

Opisywanie kolejnych dni; bez Justina jest bez sensu. Justin był dla mnie wszystkim, ubarwiał mój świat. Bez niego wszystko było... puste. Nic nie miało sensu. Nie widziałam się z Pattie, mogłam się tylko domyślić jak cierpi. Dzień przed pogrzebem Justina, kiedy ja leżałam w łóżku z wzrokiem wbitym w ścianę ktoś zadzwonił do moich drzwi. Byłam sama w domu. Moja mama starała się mi pomóc, ale wiadomo praca była najważniejsza. Powoli i niechętnie zwlekłam się z łóżka. Już nie płakałam, nie miałam siły. 
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Scootera:
-Cześć.
-Hey. Wchodź.
Niepewnie skierował się do mojego salonu i usiadł na skraju jednej z białych kanap. 
-Myślę, że... kiedy Justin zginął... on jechał do ciebie. I czegoś zapomniał... Zapomniał listu... i chyba jest do ciebie.- powiedziawszy to wcisnął mi w ręce jakąś kopertę. Spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez.
-On jechał do mnie...? Dlatego się tak śpieszył?- głos momentalnie mi się załamał.
-Nie, proszę cię nie płacz. To nie Twoja wina.- powiedział Scooter obejmując mnie. Gwałtownie się zerwałam.
-Nie! Scoot to moja wina! Tylko i wyłącznie moja! Gdyby tu nie przyjechał... on dalej by żył.- zaczęłam cicho szlochać z powrotem siadając na kanapie. 
-On... był najszczęśliwszy kiedy był z tobą. I na pewno by nie chciał abyś przez niego płakała. Więc proszę, nie płacz.- odpowiedział Scoot patrząc mi w oczy. Wstał i skierował się w kierunku drzwi. Na koniec rzucił:
-Ja już pójdę. Nie będę ci przeszkadzał.

Pożegnałam się z nim i otarłam z twarzy łzy aby cokolwiek widzieć. Drżącymi rękami rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać:
,,Ty­le chciałbym Ci po­wie­dzieć, ale nie bar­dzo wiem, od cze­go zacząć. Może od te­go, że Cię kocham? Al­bo, że dni, które spędziłem z Tobą, były najszczęśliw­szy­mi dniami w moim życiu? Lub że w tym krótkim cza­sie, od kiedy Cię poznałem, doszłem do prze­kona­nia, że jes­teśmy jak te dwie połówki jabłka, stworze­ni po to, aby być razem? Każdego dnia budzę się myśląc o Tobie. Każdy dzień bez Ciebie, zaczynający się od wschodu słońca, które delikatnie smaga moją twarz, jest dniem straconym. Każdy powiew wiatru jest bezsensownym wiatrem. Każdy oddech wypełniający moje płuca jest bezsensownym oddechem, skoro Ciebie przy mnie nie ma.  Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego bezsensownego uczucia, które ogarnia całe moje ciało na samą myśl o Tobie, nie jestem w stanie zrozumieć tego, co się ze mną dzieje, kiedy spoglądam na Twoje zdjęcie. Wychodzę wtedy z domu, idę do miasta, potrzebuję ludzi, potrzebuję przyglądać się im, żeby tylko nie myśleć o Tobie, o Twoich błyszczących, czarnych włosach, o Twoich brązowych oczach patrzących na mnie tak czule i przenikliwie. Nie mogę, nie mogę tego zrozumieć.  Mówią, że ludziom bardzo rzadko zdarza się prawdziwa miłość. Jestem szczęściarzem- mnie się to przydarzyło.  
Nie każ mi czekać już dłużej, nie każ mi myśleć o tym co było, ale pozwól mi myśleć o tym co będzie. Wiesz przecież, że jesteśmy sobie stworzeni, sobie pisani... Jesteśmy sobie przeznaczeni. Mam nadzieję, że przemyślisz to, zrozumiesz, zdecydujesz się, podejmiesz właściwy wybór.  I naprawdę zrozumiem jeżeli mnie odrzucisz. Masz swoje powody aby ze mną nie być. A ja zawszę będę tam dla ciebie aby cię wpierać. Nie chcę cię stracić.
Wiedz, że Cię kocham i zawsze będę Cię kochał.
Justin. "
*************************************
To już koniec tego imagina nie będzie więcej części. Podobał Wam się? Troszkę mi smutno z tego powodu, że było tylko 21 komentarzy no ale co zrobić? Takie życie. Wiedzcie tylko, że Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. Podoba Wam się szablon na blogu? Mnie bardzo ♥♥♥. Tylko wiecie jak zrobić tak aby w połowie tła nie było tego czarnego?  A i jeszcze macie jakieś sugestie/ życzenia co do imaginów? 
To chyba tyle ode mnie. Bardzo dziękuje za wsparcie i proszę o komentarze. Szczere oczywiście ;-). 

sobota, 22 września 2012

#3 Imagine Part 2

Szłam jeszcze parę kroków kiedy poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam zdyszanego Justina. 
-Poczekaj... Przepraszam, nie wiem jak to się stało. Zapomnijmy o tym ok? Nie chce cię stracić.- powiedział Justin.
-Wybaczam. Chodź już bo jest zimno.- starałam się zachowywać tak jakby nic się nie stało.  Wiedziałam, że nasz związek nie wyjdzie nam na dobre, a nie chciałam stracić przyjaciela.  Szliśmy obok siebie w całkowitym milczeniu.  Nigdy nie czułam się tak skrępowana w jego towarzystwie. Wsiedliśmy do samochodu i resztę drogi przebyliśmy w niezręcznej ciszy przerywanej od czasu do czasu krótkimi zwrotami.  W końcu dojechaliśmy do mojego domu.
-Więc... ile będziesz w Nowym Jorku?- zapytałam nieśmiało.
-Tyle ile tylko zechcesz.- powiedziawszy to nieśmiało pocałował mnie w policzek na pożegnanie.
Wysiadłam z samochodu i szybko skierowałam się do mojego ,,domu". Dzięki chwilą spędzonym z Justinem było mi lepiej, ale przez ten pocałunek sprawy się bardzo pokomplikowały. Weszłam do domu i od razu usłyszałam pełen wyrzutów krzyk mojej matki:
-Gdzie byłaś tak długo?
-Przyjechał Justin. Chciałam spędzić z nim trochę czasu, dawno się z nim nie widziałam
-Oj dziecko, pewnego dnia wpędzisz mnie do grobu.
Pobiegłam do swojego pokoju i padłam na swoje łóżko.  Musiałam odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: "Czy ja go kocham?".  Przyjaźniliśmy się od dziecka, rozumieliśmy się jak mało kto. Justin zawszę poprawiał mi humor, często wyciągał mnie z dołków. Kochałam jego dziwactwa które sprawiały, że był taki wyjątkowy. Kiedy długo się nie widzieliśmy strasznie za nim tęskniłam. Ale czy to można nazwać miłością? Nigdy nie wiedziałam, że jestem w stanie pokochać kogoś tak mocno, że bez niego nie będę potrafiła odnaleźć sensu życia. Nigdy tego nie chciałam, broniłam się rękami i nogami, ale to wszystko na marne.  Tylko, że my nie moglibyśmy być razem. Ja byłam tylko zwykłą dziewczyną, a on super gwiazdą. Nasze światy tak strasznie się różniły. Sama, nie znaczę nic.  To przykre, że los potrafi zniszczyć wszystko to, w co tak głęboko wierzyliśmy. Uroniłam kilka łez. Nie wiadomo kiedy, chyba z nadmiaru wrażeń, zasnęłam.  

Następnego dnia obudziła mnie moja mama. Troskliwie się na mnie patrzyła chyba pierwszy raz od paru lat. Wiedziałam, że stało się coś niedobrego:
-Mamo...? Co się stało?
-Córeczko... nie wiem jak ci to powiedzieć. Sama jestem w szoku.
-Mamo! Proszę cię powiedz mi!
-A więc... dzwonił do mnie Scooter. Justin nie żyje. Rozbił się wczoraj w wypadku samochodowym.
***************************

Oddaję wszystkie łzy matce ziemi, bo do niej powinny należeć. Bo to właśnie ich miejsce. Tam przeistaczają się w nietykalne źródła. Spływają w głąb nieświadomości do samego serca nieznanego imieniem Boga, który kiełkuje suchą trawą, wybucha gejzerem, mówi górą pod którą schną nasze dusze. Moja i Jego.
W jego oczach budzą się noce. Ciemnieją miejskie ulice. Na pociechę anioł wybacza nam grzechy wyryte alfabetem zmarszczek na skórze miasta. Napiętej jak nasze powroty nad ranem. Jego dusza stanowiła dla mnie zwierciadło świata. I nawet jeśli ten świat już dawno zagubił swój kształt. Ja wciąż go widzę. Łagodnymi promieniami odbijający się w brązie  jego oczu.
Wieczorami ubiera mnie w sukienkę utkaną z własnego dotyku. I pragnąc być ciszą trwa na wieki zamknięty bezpiecznie w czeluści każdej z moich dwukolorowych źrenic. I w ramce przy łóżku. Niewymownie... a jednak... 
----------------------------------
Uśmierciłam Justina... Wiem jestem straszna. Ale wszystkie moje imaginy kończyły się dobrze więc tu taka odskocznia. I od razu mówię, że nie pomyliłam się na końcu z czasami, sama tak zrobiłam bo pierwsza i połowa drugiej części to tak jakby ta dziewczyna wspominała, a ostatni akapit opisuje jej stan obecny. Chcecie trzecią część? 
To tak nie informuje tych którzy nie napisali mi wyraźnie pod tamtą notką i mam pytanie do kolejnego imagina +18: Łóżko czy stół? *if You know what I mean*. I zapraszam dziś wieczór będę tu dodawała krótkie imaginy: https://twitter.com/Juz10FactsPL.
Mam nadzieje, że się podoba, proszę o dużo komentarzy i dziękuje za całe wsparcie ♥♥♥

sobota, 15 września 2012

#2 Imagine Part 1

Jestem przyjaciółką Justina od zawszę . Mieszkałam z nim w Kanadzie, chodziłam do tej samej szkoły.  Nawet kiedy stał się sławny utrzymywaliśmy kontakt. W brew pozorom nie zmienił się. Dalej był tym samym chłopakiem w z którym się zaprzyjaźniłam. Kochał sport i czasami zachowywał się jak pięciolatek. Uwielbiałam go za to, że nie jest typowy, zwyczajny,  że jest sobą. Czas ukształtował nasze charaktery ale jakie by nie były, zawszę były do siebie podobne. Rozumieliśmy się bez słów. Uwielbiałam z nim przebywać. Ile razy się spotkaliśmy, ciągle mieliśmy tematy do rozmów. W jego towarzystwie nawet cisza była przyjemna.
                                 
Od dawna ja i Justin nie widzieliśmy się. Zaczęłam się martwić, ponieważ od naszego ostatniego spotkania minęło aż dwa miesiące. Oczywiście rozumiałam to. Był światową gwiazdą, promował teraz nowy album, nie musiał mieć czasu dla takiego zwykłego człowieka jak ja. Jednak zawszę znajdował czas aby się ze mną zobaczyć. Akurat teraz był mi bardzo potrzebny. Leżałam na łóżku doskonale wiedząc, co się jutro wydarzy. Mianowicie jutro miałam pierwszy raz iść do nowej szkoły. Całe swoje życie mieszkałam w Kanadzie. Tam się wychowałam, miałam przyjaciół.  Aż pewnego słonecznego dnia wakacji moja mama ni z tego, ni z owego oświadczyła, że przeprowadzamy się do Nowego Jorku. A powodem był awans mojej mamy. Miałam skończyć tam liceum, a potem iść na New York University. Mama zaślepiona swoją karierą i pracą nie zwracała uwagi na moje potrzeby. Nie obchodziło jej to jak się będę czuć w nowym mieście. Już widziałam te ciekawskie spojrzenia na sobie i pomruki za plecami: ,,Czekaj to ta co zna Biebera?". Zostanę sama w tym wielkim mieście. Ojciec odszedł zaraz po stworzeniu mnie, nigdy go nie spotkałam i mam szczerą nadzieję, że już nigdy się to nie stanie. 
W końcu zwlekłam się z łóżka. Zeszłam na dół do kuchni. Odkręcając zakrętkę z soku pomarańczowego usiadłam na krześle Rozejrzałam się po moim nowym ,,domu". Wszystko tu było nowoczesne, białe bądź srebrne. Takie... zimne. W ogóle nie przypominało małego, przytulnego domku w którym mieszkałam całe swoje dzieciństwo.  Moja mama była oczywiście nieobecna. Pierwszy dzień w jej nowej pracy, tyle obowiązków...
Przeniosłam się na kanapę w moim nowym salonie. Zadowoliłam się jakąś marną komedią i tak spędziłam resztę dnia. Czekając na jutrzejsze piekło.

Tak jak przypuszczałam w nowej szkole czekała mnie katorga. Dziesięć osób przywołanych ciekawością wypytywało czy to ja jestem ta co zna Biebera. Co miałam powiedzieć? Potwierdzałam z krzywym uśmiechem na twarzy. A wcale tego nie chciałam. Nie chciałam stać się ,,sławna" przez Justina. W końcu nic takiego nie robiłam. On jak nikt inny by mnie zrozumiał, pocieszył. Sam przeprowadzał się raz z Kanady do Atlanty, drugi z Atlanty do LA. A o ciemnych stronach sławy znał się jak nikt inny.  Ale nie było tak źle. Poznałam dwie fajne dziewczyny. To właśnie z nimi wychodziłam ze szkoły. Opowiadałam im skąd jestem. Moje myśli powróciły do Justina. Tak bardzo za nim tęskniłam. I kiedy podniosłam głowę zobaczyłam go jak opiera się o swój samochód najwyraźniej czekając na mnie. „Artystyczny nieład” z brązowych włosów chłopaka troszkę się popsuł, szare rurki spadły mu do połowy pośladków, a jego biała koszulka leżała na nim idealnie. Nonszalancko zdjął swoje okulary. Uśmiechnął się promiennie na mój widok (dla lepszego wyobrażenia sytuacji). Od razu podbiegłam do niego i go mocno przytuliłam. Byłam taka szczęśliwa, że znowu go widzę. Jego dotyk sprawił, że zapominałam o całym ciężkim dniu, zapomniałam o świecie, sobie.  Jego dotyk zastępował słowa i definicje, które znał świat. Szybko otarłam złe która mimowolnie spłynęła po moim policzku. W końcu się od niego odkleiłam i spojrzałam w jego oczy:
-Skąd wiedziałeś, że się przeprowadziłam? W ogóle co ty tu robisz?
-No wiesz co... Myślałem, że się ucieszysz...
-Justin! Oczywiście, że się cieszę! Nawet nie wiesz jak. Jestem po prostu zaskoczona.- dałam mu delikatnego kuksańca.
-Dawno się nie widzieliśmy. Chciałem ci po prostu zrobić niespodziankę księżniczko.- powiedziawszy to ucałował mnie w czoło.
-Ok ale chodźmy stąd. Popatrz jakie robimy zamieszanie.- zerknęłam przez ramię. Wszyscy ludzie się na nas gapili.
-Dobrze. A więc gdzie chcesz jechać?- zapytał otwierając mi drzwi do auta.
-Gdziekolwiek byle daleko.

Po 30 minutach jazdy znaleźliśmy się na skraju jakiegoś lasu.
-Kurcze Justin jakbym cię nie znała to bym zaczęła się bać.- wycedziłam poważnym głosem. Justin zrobił przerażoną minę. Zaśmiałam się aby go uspokoić.
-Chciałaś pojechać gdzieś daleko więc masz.- powiedział kiedy wysiadaliśmy z auta.
Zaprowadził mnie w głąb lasu, aż w końcu wyszliśmy na wielką polanę. Polana wyścielona była dywanem miękkich traw poprzeplatanymi żółtymi nitkami jaskrów oraz białymi plamkami pachnących rumianków. Dookoła było pięknie, ale zarazem pusto i obco. Gdy postawiłam stopy na polanie pierwszy raz, czułam się jakoś dziwnie. Miałam wrażenie, że za chwile z lasu wyniosą mnie elfy. 
-I co podoba ci się?- zapytał mnie Justin.
-Tu jest...
-Magicznie?
-Tak. Dokładnie.
Usiedliśmy na miękkiej trawie.
-I jak tam u ciebie?- zapytałam.
-Chyba ważniejsze jest to co u ciebie cieszysz się z przeprowadzki?-  na te słowa rozpłakałam się jak dziecko. Justin nic nie mówił tylko mnie mocno przytulił.  Nie potrzebne były słowa. Po prostu siedzieliśmy tam przytuleni do siebie, a ja cichutko łkałam w jego koszulkę. W końcu się ogarnęłam i spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich troskę. O mnie?  Zatopił palce w moich długich, orzechowobrązowych włosach i złożył na moich ustach pocałunek lekki niczym tchnienie wiatru. 
-Przepraszam- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. I wtedy pobiegłam. Nie gonił mnie wiedział, że to nic nie da. Nie mogłam być z nim. Dopiero po kilku minutach biegu ta myśl do mnie dotarła.
------------------------------------------
No w końcu zebrałam się w sobie i napisałam tego imagina. Podoba wam się? Mi tak średnio. To dopiero pierwsza część. Następną dodam kiedy indziej. A i pytanie wolicie smutne czy szczęśliwe zakończenie? Na pomysł wpadłam na informatyce ;D. I mam jedno ważne pytanie. Jak wiecie zawszę jak dodawałam imaginy na Twitterze to informowałam osoby które czytały, ale teraz mamy inną sytuacje. Więc jeśli chcecie być informowani o imaginach podawajcie swoje Twittery albo w komentarzu albo w zakładce ,,Informowani". To chyba tyle ode mnie. Dziękuje za dużo komentarzy i proszę pod tym postem też dużo ;-).